niedziela, 29 marca 2020

Podsumowanie kwartału - czyli dupa i dupa do kwadratu



Tak, mówię dupa! Innych inwektyw też użyć potrafię, bo przecież badania dowodzą, że ludzie przeklinający, to ludzie inteligentni, a nie sądzę, by tylko na małpach były robione, nie?💙

Jednak niestety dziś, nie o bluzgach będzie!

Już za moment internet zaleje nas nakazami i przykazaniami z konieczności robienia podsumowań, bo właśnie, jakby ktoś nie wiedział, to kończy się kwartał. I oczywistym jest, że każda szanująca się influenserka, wrzuci nam tysiąc pięćset sto dziewięćset sposobów na owe podsumowania. 

Dlatego właśnie, w tym roku postanowiłam, że to ja będę pierwszą zalewającą Was pomysłami i podsumowaniami, a co! Z tym, że to, co tu dziś zobaczycie, jest tylko i wyłącznie moje!

Nie wiem kto z Was planuje! Czy ktokolwiek planuje? Czy zajmujecie się realizacją swoich zadań i celów, tych prywatnych czy zawodowych? Co więcej, nie zamierzam tego oceniać. Ja planuje! (też mi odkrycie) i powiem Wam, że dawno już nie miałam tak marnego kwartału.

O ile moje cele zawodowe, mają się świetnie, o tyle moje plany prywatne niemalże całkowicie legły w gruzach. I jeszcze powiem, że legły nie dlatego, że jestem leniwą bułą i zaplanowałam sobie, coś czego nie przemyślałam, nie obgadałam sama ze sobą i nie odpowiedziałam sobie sto razy na pytanie - Po co Ci to? Dlaczego chcesz to zrobić? No właśnie, nie! Wszystko to właśnie zrobiłam. Dodałam nawet bufory czasowe do każdego zadania, nie tylko do czasu realizacji celu!



Ale od początku.

Najpierw pokonało mnie moje ciało! A dokładnie rzecz ujmując kręgosłup, który na 2 tygodnie całkowicie wyłączył mnie z jakiegokolwiek ruchu, poza powłóczeniem nogami. Kiedy porobiłam sobie badania, a ból delikatnie odpuścił, zaczęłam się ponownie uruchamiać od zwiększenia intensywności i wydłużenia czasu chodzenia, deko tylko szybszego niż ciągnięcie nóg za sobą, a i to nie było łatwe. Tak więc mój największy cel - przejazd rowerem z Częstochowy do Krakowa - umarł już w lutym, bo takiej trasy nie da się zrobić ot tak, wsiadam i jadę! A ćwiczyć i jeździć się całkowicie nie dało.

A potem, jakby było mało, przyszła pandemia. Izolacja, zakazy spotkań itd, to rozwaliło "mój" Kraków już doszczętnie, ponieważ kwietniowe spotkanie PSC w Krakowie właśnie zostało odwołane i to na dodatek bezterminowo, bo znalezienie dogodnego terminu na takie przedsięwzięcie, wcale nie jest takie proste.

Druga rozwałka, odwołane skrapowisko w Łodzi, a zaraz po nim odwołany kolejny zlot scrapbookingowy. I wiem, że to jest niezależne ode mnie, ale niesmak pozostaje :)

Są też oczywiście w tym kwartale rzeczy, które mi wyszły i to śpiewająco!

🌺 udało mi się kupić bilety na spotkanie PSC

🌺 kupiłam i ogarnęłam grafiki na IG - używam i kocham

🌺 nauka z Kubą do egzaminu - zaplanowane i dotrzymywane skrupulatnie - tu pandemia nawet pomogła

🌺 wyzwanie "moje zero west" na IG - pandemia spowodowała, że tu wszyscy mamy dobry rezultat, bo nikt niczego nie kupuje

🌺 moje nawyki poszły super

🌺 codziennie ćwiczę - bo nie jeżdżę i nie chodzę - z #codziennie_fit - zajrzyjcie na jej YT, jest wiele propozycji ćwiczeń w domu od tych najłatwiejszych do bardzo skomplikowanych

🌺 ustawiłam sobie swoją poranną i wieczorną rutynę

🌺 odkryłam świetne podcasty o życiu - polecam #tu Okuniewska

🌺 przeczytałam MASĘ książek w tym kwartale, głównie dlatego, że byłam zmuszona jeździć do pracy autobusem i dlatego, że codziennie czytam z moim młodszym synkiem

Więc po rozkminieniu tego co nie wyszło i dlaczego oraz tego co wyszło lub zostało dodane znienacka i wyszło, wtał mój nowy poranek. Po delikatnych modyfikacjach, działam dalej.


Moje ulubione cytaty - "Czyż to nie cudowne, że istnieją poranki?" -  "Ania z Zielonego Wzgórza" ratują mnie przed totalną depresją, naprawdę! Nienawidzę, kiedy mi coś nie idzie :(

"Jeśli nie możesz się w pełni cieszyć, to ciesz się tyle, ile sie da."

Ja właśnie cieszę się tyle, ile się da!

A teraz z powodu uziemienia i nie tylko oczywiście, zamierzam 100 razy bardziej cieszyć się scrapbookingiem.

Bardzo!

Pozdrawiam i zdrowia życzę!




sobota, 21 marca 2020

Tydzień nauki pod palmami, już za nami





Tytuł dziś specjalnie nieco wkurzający, ale też do śmiechu trochę, bo po pierwsze jakoś radzić sobie trzeba,a po drugie nie ma się co tak spinać.

Jak Wam idzie? 

U nas różnie, ale jeszcze wciąż do przodu. Powiem jednak szczerze, że mam kuźwa dość. 

Mam dość nie tyle tych lekcji, chociaż jak wszyscy wiemy materiału jest w tak zwany pip, ale mam dość, tego, że nie można wyjść, nawet na krótki spacer. 

Teraz wyniesienie śmieci, to święto w domu!

Ogólnie z lekcjami chłopaki sobie radzą. Od poniedziałku do środy musieliśmy się w nowej rzeczywistości jakoś odnaleźć i się do niej zwyczajnie przyzwyczaić. Poszło 💚 Okiełznęliśmy (nie wiem czy to do końca po polsku) dziennik elektroniczny, w stopniu porównywalnym do zarządzania bankowością elektroniczną i dajemy radę. Nie mamy już zaległości, a wszelkie prace, do nauczycieli wysłane zostały! Prawie na czas!

Chłopaki skaczą z kart pracy do książek i jeszcze do netu, bo Kuba walczy dodatkowo z przygotowaniami do egzaminu ósmoklasistów, ale nie jest najgorzej. W piątek wpadło mi jeszcze w oczy to - LINK,  zdalne lekcje - warunek konieczny - komputer z dostępem do internetu i nie byle jakiego, bo nas 3ka siedzi na "pracy zdalnej" w tym samym czasie. Pokażę im, a co tam, i jak mniemam, dlatego, że w komputerze, to pewnie się spodoba!

Najważniejsza jest w tym wszystkim jakaś rutyna i można przywyknąć. 


Jednak, niemalże ze 100% pewnością powiedzieć mogę, że hasło "Back to school" wybrzmi zupełnie inaczej po świętach. Pod warunkiem oczywiście, że po świętach do szkół i do pracy (fizycznie w biurze) wrócimy!

Popołudnia natomiast, nastrajają do wszystkiego innego poza nauką. Gramy w karty, eurobiznes, Kacper odbył jeden trening karate, ja zrobilam dwa (dziś będzie trzeci, bo w niedzielę odpoczywam) treningi HIIT - z @codziennie_fitWSKAKUJ TUTAJ jest to STARTER - 20min intensywnych ćwiczeń, ale dajemy radę. Ja umiem już przez 30 sekund robić podskoki i pajacyki. Dziękuję Marta, joga jak na razie nie dla mnie :)

Nie oszukujmy się jednak, najważniejsze jest pogranie w gry - komp i Xbox nie schodzą z tapety, trzymamy się oczywiście naszych zasad - najpierw nauka, dystrybucja prac, a dopiero potem czas wolny. Wyłączmy wszystko na godzinę przed spaniem i mamy czas na mycie, ogarnięcie łóżek i poczytanie lektur. 

Jeden dzień w tygodniu (teraz był czwartek) spędzamy bez żadnej elektroniki. W zeszłym tygodniu piekliśmy babeczki, teraz trzeba będzie wymyśleć coś trudniejszego, może tort?? Jak myślicie, będzie dość absorbujące? Masakra z tymi grami, jakby czlowiek pozwolił, nic by nie robili, tylko grali :)

Jak tam u Was kochane moje? Czy taki widok ma jeszcze u Was miejsce?



Pozdrawiam!

P. S. Wszystkie zdjęcia pochodzą z Freepick.com














poniedziałek, 16 marca 2020

Praca zdalna, czyli praca z domu



Prowadzenie jakiegokolwiek biznesu w tym czasie, wiąże się z mnóstwem problemów, wiadomo - w czasie epidemii ważne jest by ograniczyć do naprawdę niezbędnych, wszystkie kontakty międzyludzkie. No chyba, że jesteś prezydentem, wtedy, to Cię nie dotyczy. Dlatego właśnie wiele firm w ciągu najbliższych 2 tygodni, przesiada się na pracę on-line, czyli pracę zdalną. 

Jak byśmy tego nie nazwali - wciąż najważniejszym elementem tego stwierdzenia jest praca

Dla wielu z nas - programistów, informatyków, konsultantów, analityków praca zdalna nie jest ani niczym nowym, ani szczególnym, jednakże my też kiedyś zaczynaliśmy. W związku z moimi nieszczególnymi początkami, postanowiłam dziś opowiedzieć wszystkim początkującym w tej materii,  o moich doświadczeniach.  

Na wstępie powiem, że nie zawsze byłam fanem pracy zdalnej i nie zawsze radziłam sobie z wyrzutami sumienia.  Tak, tak - z wyrzutami. A bo przecież jesteś w domu, to możesz cos jednak i domowego zrobić -  pralka nie wstawiona, obiad trzeba zrobić, prasowanie - hałda niemalże kopalniana czeka, a to z psem pójdę, a to na fajkę skoczę, dzieci do szkoły zaprowadzę. W efekcie nigdy nie pracowałam ośmiu godzin, zawsze min 12, bo i tak, i tak trzeba było wszystko co pracowe skończyć na czas. Byłam zmęczona, przepracowana i wściekła, a na dodatek z dziećmi na głowie, bo co kogo obchodzi, że ty wciąż o 19-tej pracujesz?

Prawda była taka, że z domu pracowałam żadko, a w zasadzie prawie nigdy, chyba, że naprawdę działo coś poważnego. 

Kiedy zmieniłam fuchę na - KONSULTANTKĘ, moje podejście do pracy z domu, zmieniło się diametralnie. 

Jak? Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że ja sama zmieniłam do niej podejście. 

Czy zabierasz ze sobą do biura deskę do prasowania, a może pralkę na plecach targasz? Zaprowadzasz zwykle dzieci do szkoły na 8, a odbierasz o 16? No to dlaczego pracując z domu, masz odebrać je o 13?

Nie, nie robisz tego, kiedy fizycznie musisz dotrzeć do biura, więc nie rób tego, kiedy pracujesz z fotela czy kanapy.

Co mi pomogło? Kilka prostych rzeczy, chociaż wiem, że nie na każdego zadziałają. 

👍 Przygotuj sobie szczegółowy plan dnia - im więcej szczegółów tym lepiej, nie zaszkodzi zrobić rozpiski z godzinami czy blokami - używaj budzika lub aplikacji pomodoro do robienia sobie przerw. Ja mam plan dnia bez względu na to, czy pracuję z domu czy z biura i na bieżąco dopisuję do niego zadania na kolejne dni 

👍 3 najważniejsze zadania wrzuć na sam początek, potem już tylko dopieszczaj klientów, to jest złota zasada każdej pracy, nie tylko tej zdalnej. Jeśli dzień zaczynam spotkaniem, a zdarza się to niestety często, to jest to, moje pierwsze ważne zadanie na ten dzień, nie lekceważę go i nie śpię na nim 👬

👍miej przed oczami okno, a resztę świata wrzuć za plecy. Oczywiście najlepiej pewnie sprawdzi się widok na park, morze, jezioro czy las, ale pewnie jedna na tysiąc osób taki widok ma, więc skupiamy się na oknie 🌐

👍kup słuchawki, naprawdę dobre słuchawki i odgrodź się od hałasów i rozpraszaczy zza pleców 📣

👍 ubierz się, umaluj i zrób włosy, to akcje dla ciebie, nie dla pracy

👍jeśli naprawdę musisz, ogarnij domowe obowiązki przed rozpoczęciem pracy, 🐰a po jej zakończeniu wrzuć komputer do szuflady

Nie będę pisać o oczywistościach, czyli wyłączeniu rozpraszaczy typu FB, IG YT i innych, co tam kto ma. Nie robimy zakupów on-line, nie gadamy z koleżankami, nie dzwonimy do mamy itd., to nie są obowiązki zawodowe, więc poczekają do popołudnia. 

Od dziś czeka mnie i was, wszystkie mamy zadanie nieco trudniejsze - nasz dzieci są z nami w domu. Jak sobie z tym poradzić? 


Ja mam taki niecny plan, uzgodniony z chłopakami, bo ważne jest, by wszyscy wiedzieli i rozumieli, że ja wciąż, mimo, że w sypialni, to jednak jestem w pracy:

1. zaczynam o 8 dzieci wstają o 10:00,

2. robią sobie i jedzą śniadanie,

3. sprzątają u siebie i siadają do czytania - jeden opowiadanie, drugi lektura,

4. o 12:30 jemy szybki lunch, który przygotuje mój mąż,

5. 13:00 - 15:30 chłopaki siadają do ćwiczeń z ... poniedziałek - polski, wtorek - matma, środa - języki, zobaczymy jeszcze,  jak to będzie do nas spływać ze szkoły,

6. 16:05 siadamy do obiadu i tak, żeby nie było niedomówień, zrobi go jak codzień mój mąż. 

Po każdej półtorej godzinie pracy mam 5 min przerwy, więc sprawdzę co oni tam robią i jak daleko z nauką i lekturą są. 

Jak nam pójdzie, zobaczymy. Taka organizacja, jest dla nas i dla wielu z Was czymś zupełnie nowym, więc nie ma się co wkurzać i psioczyć, trzeba plany modyfikować i sprawdzać zwyczajnie, co też tam u Was zadziała. 

Trzymam kciuki za wszystkie rodziny pracujące i uczące się z domu, oraz dziękuję Paniom w sklepie spożywczym i aptece, że są na swoich posterunkach. 

Dziś się rozpisałam, mam nadzieję, że wrócicie tu za tydzień :)

Pozdrawiam!

środa, 11 marca 2020

Slow, slow, slow - czy ze mną jest coś nie tak?


Ostatnio Insta Stories huczy ... 

Temat niepojęty, niezwykle odkrywczy i koniecznie inspirujący, a mianowicie kochana kobieto - nie musisz mieć na nic ciśnienia

Nie musisz być kreatywna, nie musisz realizować niczego, nie musisz wychodzić ze strefy komfortu, i oczywiście mega ważne - osiągasz to wszystko -  pracując pół godziny dziennie! Dasz radę być zajebistą mamą i żoną, zarabiać, prowadzić bizness on-line, sprzedawać swoje produkty itp, itd - tylko nie zapomnij - byle  jak najdalej od korpo - srorpo. 

No serio? 

Czy my nie dajemy się właśnie deko zwariować? Naprawdę trzeba by infuenserka powiedziła na stories - "nie mam ciśnienia na biznes" i wszystkie już oddychamy z ulgą - bo ufff - ja też nie mam, nie jestem sama! No dajcież spokój!

Nigdy nie miałam takiego ciśnienia, przenigdy! Owszem obserwuję Olę Budzyńską, czyli Panią Swojego Czasu czy Monikę Jurczyk - czyli Osę Stylistkę Osobistą, czy w końcu Dominikę - Kobieca Foto Szkoła, ale nie patrzę i nigdy nie patrzyłam na nie w kontekście - będę tak właśnie prowadzić swój biznes. Od wszystkich tych super temperamentnych kobiet, czegoś się uczę - tak poprostu, zwyczajnie, dla siebie samej! 

Przeczytałam od deski do deski - "E-book-kobiece-biznesy", który powstał u Pani Swojego Czasu w ramach promowania kobiecych biznesów. Mam moc, ogromną moc szacunku dla wszystkich opisanych tam Pań, ale wiem, że to kompletnie nie moja droga, to nie jest dla mnie! Nie mam ani ochoty, ani głowy do prowadzenia swojego biznesu, ale nie oznacza to, że nie jestem zadowolona ze swojego życia zawodowego! Wręcz przeciwnie!

Pracuję sobie od ósmej do szesnastej, mam swoje zadania na dziś i takie na za tydzień, i sobie działam! Czasem spokojnie, bo wiadomo stress szkodzi, a czasem na takim nerwie, że lepiej nie podchodź!

Wracam do domu, zajmuję się  dzieciakami, pisaniem postu czy robieniem kartki, na co tam aktualnie mam ochotę. A jak nie mam na nic, to szybka kolacja, mycie, siusiu i idę spać. 

Pewnie, że czasami przychodzę do pracy i mówię do siebie - "O matko i córko, gdzie ta suka motywacja się znowu schowała?", ale po pierwszym skończonym zadaniu, po drugim, no OK czasem po trzecim, miss motywacja puka nieśmiało do drzwi i mówi - "witam Cię kochana Izabelko, zabalowałam lekutko, ale już jestem". So, let's go!

Nie uierzcie w to, że wszyscy pracujący we własnym biznesie mają jakoś lżej, niż ty. To bajka i jakaś bzdura na resorach. Wręcz przeciwnie, często obserwuję znajomych "na swoim", którzy zapierniczają od świtu do nocy! Nie mają czasu na chorowanie, wakacje czy zwyczajny dzień off, a ja mam - i jeszcze mi za to płacą!

Coraz częściej mam też wrażenie, że tak zwane "slow life", to prosta droga na terapię, a wielu jej propagatorów zapomniało skąd się ten styl wziął. Wcale nie z powolnego życia, a z uważnego i zdrowego jedzenia!
Nie chcę tu uogólniać, spłycać i wykazywać się wiedzą psychologiczną, bo takiej nie posiadam, ale moim zdaniem, nie da się wszystkiego w życiu osiągnąć, działając 3 minuty dziennie, a potem być już tylko slooooowww. 



Mówię szczerze - mnie to odrobinę przeraża! Może dlatego, że ja nienawidzę skrajności!

Lubisz prowadzić szkolenia i jeżdzić po kraju 6 dni w tygodniu - twój wybór, lubisz siedzieć w domu i dziergać sweterki - brawo Ty. Ja lubię pracę na etacie! 

Powiem więcej, nie czuję sie przez to wcale gorzej! 

Więc moje drogie - co kto lubi

Pozdrawiam!







wtorek, 3 marca 2020

W końcu wyszłam - na rower oczywiście


Nie żałuję niczego i chociaż zmarzłam troszku, to w końcu odżyłam.  

Przez 2 miesiące ćwiczę swoje nawyki - czyli przysiady i brzuszki (odpoadły póltora tygodnia temu), zbieram kroczki, każdego dnia, ale nie ma to żadnego porównania z jazdą na rowerze, to po pierwsze, a po drugie nie motywuje, bynajmniej mnie osobiście do niczego - poprostu jest. Żeby była jasność, nawyki - już o tym pisałam, 

TUTAJ

mają nam pomagać i przybliżać do osiągniecia naszego celu, i to zadanie zostało wspełnione w stu procentach. Natomiast jazda na rowerze, tak skutecznie czyści głowę, że choć masakrycznie zmęczona, to zawsze szczęśliwa, wracam do domu - nawet po wywrotce :), a energia mnie wprost rozpiera. 

Rozpisałam sobie plan rowerowania, na marzec i połowę kwietnia, tak by pokonywać nie tylko coraz więcej kilometrów, ale coraz trudniejsze trasy, bo jazda po mieście, to niezupełnie to samo co jazda szosą, wśród pędzących aut. 

TYLKO, że raczej nic z tego nie wyjdzie, kręgosłup mi pęka, nie chce się leczyć i jest naprawdę oporny. Mam problem z 10km, a co dopiero ze 140?

Jeszcze się nie poddaję, ale coraz trudniej mi w to uwierzyć!

Problem z rowerowaniem, o tej porze roku jest taki, przynajmniej w Częstochowie, że jesteś narażona, na każdy, najmniejszy podmuch wiatru, a uwierzcie mi, pizga tu okrutnie

Kiedy szczęście Ci naprawdę sprzyja, wieje w plecy - mnie nigdy, kiedy masz pod górkę, wieje w oczy - mnie zawsze, ale kiedy masz już kompletny niefart wieje Ci z boku - często. 
Z bocznym wiatrem trzeba naprawdę uważać, hamować na każdym zakręcie, zataczać spory łuk i mocno się  trzymać, a jak szczęście dopisze - nie zdmuchnie nas!

W czasie wietrznej pogody, dotkliwiej odczuwamy zimno - tak wiem, nie odkryłam żadnej tajemnicy świata, ale jak połączycie to z pędem roweru, to jest Wam dwa razy zimniej. Na rower nie wyjdziemy w puchowej kurtce, nie ma szans, chyba, że marzy ci sie zapalenie oskrzeli na drugi dzień, ale trzeba koniecznie mieć czapkę i rękawiczki - serio, ręce odpadają z zimna. Wybierając sie na 20 czy 25km, zabierzcie termos z herbatą i czekoladę! Przydadzą się!





Idiotyczne wymagania wobec kobiet - sprzątanie

Zobaczyłam ostatnio na IG rolkę z 30min zagospodarowaniem czasu, teoretycznie wolnego, przez pewną Panią, nazwijmy ją Zośka. Zośka w ciągu r...