Zastanawialiście się kiedyś,
dlaczego w Polsce przyjęło się i jest hucznie obchodzone, słodko pierdzące święto
zakochanych, czyli Walentynki, a na Halloween wszyscy wciąż krzywo patrzą?
Dlaczego u nas świat duchów, umarłych,
upiorów, czarnych kotów i czarownic, ale też czas cudownie świecących dyni i
zbierania cukierków przez dzieci, jest wciąż krytykowany?
I - nie zrobiłam nigdy w życiu
kartki z pajączkami i czarnymi kotami– „BOOM” lub „Szczęśliwego Halloween”.
Na początek, postanowiłam się
dowiedzieć czegoś więcej o tej strasznocie, a może i kartka się kiedyś znajdzie.
Halloween powstało w Europie – a to
niespodzianka, wcale ojcem święta nie jest USA, chociaż to tam nadano mu obecny
kształt- w połowie II tysiąclecia p.n.e. w południowych Niemczech, kiedy to na
tych ziemiach pojawili się Protoceltowie.
Święto najprawdopodobniej wywodzi
się z celtyckiego zwyczaju - Samhain , kiedy to 31 października świętowano koniec
zbiorów. Dzień ten uchodził za koniec lata i początek zimy. Celtyccy kapłani wierzyli,
że tego dnia zaciera się granica między światem żywych i zmarłych, a złe i
dobre duchy powracają na ziemię.
W tą noc, zgodnie z wierzeniami,
obumierała roślinność i nastawał na ziemi gorszy czas, co jest oczywistą
prawdą, bo przecież zima nadciąga galopem, a z biegiem lat, a może i stuleci, zaczęto
utożsamiać je z samą śmiercią. To właśnie wtedy powstawać zaczęły mroczne
legendy o demonach i upiorach, które tej nocy powracać miały do świata żywych, a
przesądny lud zaczął nakładać maski i kostiumy, dzięki czemu
miał przypodobać się zstępującym zza światów duchom.
Oto
i cała wizytówka oraz tajemnica Halloween.
A dynie?
No właśnie dynie –
kiedyś lampion Jaka skazanego przez szatana za oszustwo na wieczną tułaczkę, a
dziś pięknie wycięta i zaopatrzona w świeczuszki ozdoba, każdego jesiennego
domu.
Nie widzę w Halloween nic
zdrożnego, ani ujmującego katolickiej tradycji Wszystkich Świętych, zważywszy
na to, że w średniowieczu dzień 31 października nazywany był „Hallows' Eve" - w wolnym
tłumaczeniu wigilia Wszystkich Świętych.
Nie zabraniam moim dzieciom zbierać cukierków i zawsze jestem przygotowana na małych przybyszów z koszyczkami. W zeszłym roku odwiedziły nas chyba ze trzy różne grupy i nikt nie odszedł z pustymi rękoma.
Zapraszam i w tym roku, a wszystkim życzę przyjemnego robienia dyniowego lampionu.
Have a fun!!!
Pozdrawiam.
P.S.
Zdjęcia znalezione w necie
Post nie jest sponsorowany.