Sprowokowana ot
taką, niby luźną i niewinną rozmową, zaczęłam zastanawiała się nad kwestią, tak zwanego „późnego macierzyństwa”, zarówno nad pojęciem, jak i konsekwencjami.
Późne macierzyństwo, czyli decyzja o posiadaniu pierwszego dziecka w wieku między 30 a 44 rokiem życia, stała się dość popularnym zjawiskiem, nie tylko na Zachodzie,
ale również w Polsce.
Kobiety pragną w pierwszej kolejności zdobyć wykształcenie , osiągnąć niezależność finansową i stabilną pozycję zawodową, po czym decydują się na założenie rodziny i dziecko.
Nie będę tu roztrząsać kwestii medycznych, czy
zdrowotnych, bo lekarzem nie jestem, nie mam też żadnych kompetencji, by
się w tym temacie wypowiadać, zastanawiam się tylko, czy Panie mające dziecko w wieku lat 20-tu, mają więcej ode mnie energii,
kiedy ich dzieci dorastają? Podobno nie, bo
kobiety posiadające dzieci w późniejszym wieku, później się starzeją … 😊 wiec energii też, teoretycznie przynajmniej, mają więcej.
Niewątpliwą zaletą „późnego macierzyństwa” jest większa świadomość w wychowywaniu dzieci, ale również większy strach przed odcięciem pępowiny, nadopiekuńczość i zbytnie podcinanie skrzydeł, tzw.: chuchanie i dmuchanie. I tu niestety muszę się zgodzić z badaniami.
Spotkałam się też z bardzo, moim zdaniem, krzywdzącym stwierdzeniem, że „późne mamy”, nie są dobrymi matkami!
Dlaczego? Z powody
perfekcjonizmu!!!
Ja jestem doskonała, więc i moje dziecko również musi takie być. Nie zauważyłam niczego takiego ani u
siebie, ani u żadnej z moich
znajomych. Wręcz przeciwnie… wymagam od moich synów dokładnie tego samego, czego
ode mnie wymagali rodzice - nauki, pomocy w domu, dobrego i kulturalnego
zachowania w domu i otoczeniu, czy to wiele?
Czasem brakuje mi
energii, przyznaje, ale przecież, tak samo czułabym się zmęczona po ciężkim dniu w pracy 10 lat temu, jak i dziś. Moim lekiem na takie „lenistwo” i przemęczenie jest szybki
prysznic i spędzanie z dziećmi tak dużej ilości czasu, jak tylko to możliwe i co najważniejsze, ile one same w danym dniu chcą i potrzebują.
A ja lubię spędzać czas z moimi dziećmi, lubię się z nimi bawić i rozmawiać, nawet latam po 3 pokojowym mieszkaniu z nerfem w ręku i strzelam, wykrzesując przy tym z siebie tyle energii, ile tylko mogę 😊.
Oglądamy wspólnie filmy, czytamy lektury, odrabiamy lekcje, jeździmy na rowerach i robimy mnóstwo innych rzeczy, np. kłócimy się 😊
Śledzę kilka blogów różnych mam.
Mam zajętych w domach, pracujących zawodowo, uczących się i podróżujących i wiecie co … wcale się od nich nie różnię.
A jako dowód polecam, bardzo interesujący, poruszający wiele różnych tematyk blog – http://mamaw.uk/.
Narzekam, jak
one, że chłopcy jedzą za mało warzyw, za to
czekolada mogłaby być serwowana 10 razy dziennie, nie myją rąk sami z siebie i ciągle trzeba o tym przypominać, a wieczorny prysznic jest dla nich czasami
wyzwaniem porównywalnym do zdobycia
K2.
Zatem, oficjalnie!!!
przestaję rozmyślać nad idiotycznymi
aluzjami weekendowych tatusiów i w dalszym ciągu, niezmiennie, cieszę się posiadaniem moich
dzieci, nawet jeśli nie mam już 30 lat. 😊
Wszystkim mamom,
też tego życzę.
Pozdrawiam!