poniedziałek, 29 czerwca 2020

Polecajki czerwca


Ostatnio, tak mi się o uszy obiło, że ja to tylko książki polecam :) Nie, nie tylko! I dziś, po raz kolejny to udowadniam.

Dziś to najchętniej poleciłabym farby do ścian i sufitów, bo właśnie zaczęliśmy malowanie mieszkania, no dobra - bądźmy szczerzy, właściwie Szymon zaczął z Kubą, no ale i mnie to nie minie zupełnie. Jednak nie o tym dziś mowa będzie. 

Zapraszam.

📍 Aparat - Nicon, tak zwane lustro,  dostałam w prezencie od męża, teraz latam jak wariat zwariowany po krzakach - jutro zapraszam na mój IG - https://www.instagram.com/izabela19758/, chociaż i na facebookowym fun page, też zdjęcie będzie, alejkach i innych podejrzanych miejscach i wszędzie strzelam foty. Nie idzie jeszcze jakoś super i nie noszę się z zamiarem zmiany zawodu i  wciąż doczytuję jak robić fajne kadry, szczególnie w Kobiecej Foto Szkole - polecam, jak ktoś nie zna, chociaż osobiście, nie wiem jak można jej nie znać? 
Ja rozumiem oczywiście, że większość z Was nie ma potrzeby zakupu takiego aparatu i wiekszość z nas ma najprawdopodobnie duzo lepszy aparat w telefonie, ale ja o takim zwyczajnie marzyłam. 


📍 Namiot bezcieniowy - zakup mój własny już, szczególnie polecany, kiedy za oknem buro i ciemno, a Ty na teraz, zaraz musisz mieć fotkę - czegoś! I słowo klucz, to, właśnie to coś, do pstryknięcia, bo dziecka tam raczej nie umieścisz! No chyba, że się jakoś ciekawie składa, niemalże jak sam wspomniany namiot. Powiem, że bardzo ułatwił mi życie i moje "fotografowanie", szczególnie moich kartek i innych prac wszelakich, bo nie muszę latać po mieszkaniu, rozkładać tła, szukać światła itd. Teraz mam wszystko w jednym miejscu. Porządeczek, oszczędność czsu i wygoda, to dla mnie priorytety numer "one".



📍 Strona laski z UK - i to jest wszystko mówiąca plecajka :)  Znalazłam super stronę na YT, gdzie kobieta w posób przystępny i szybki - to dla mnie mega ważne, bo czasu mam niewiele, pokazuje jak wyjść ze swojej strefy komfortu przy tworzeniu baz do kartek. Większość z nas przyzwyczajona jest do kartek w prostokącie, czy ewentualnie kwadracie, takie kartki dostajemy i co za tym idzie, takie kartki najczęściej powstają. A tu proszę! Niespodzianka! 

📍 Godzina dziennie - codziennie - usłyszałam to zdanie w podcast'cie PSC (Pani Swojego Czasu) i bardzo zapadło mi zarówno w serce jak i głowę. Kiedy wciąż słyszę, jak to nie mamy czasu na nic, to mi się nóż w kieszeni otwiera, bo naprawdę wystarczy 15min, żeby mieć w życiu fajne efekty ... czego tylko zechcecie. Oczywiście 15min i godzina są umowne, każdy na inny kontekst w życiu i nie każdym ma godzinę, by ją przeznaczyć na jedną tylko rzecz, ale u mnie, a przerabiam teraz właśnie kurs - na razie nic nie zdradzę, ale efekty pewnie same wpadną Wam w oczy, wyznaję właśnie tą zasadę - godzina dziennie codziennie i wiecie co? Działa. Naprawdę!

Pewnie, nie każda z moich polecajek przyda się wszystkim, ale może zainspiruję, chociaż jedną osobę?

Pozdrawiam!

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Czego się boję



Ostatnimi czasy dochodzę do wniosku, że co poniektórzy ludzie czytają w moich myślach :) 
Bo otóż, od dłuższego już czasu, chodzi za mną post, o tym czego się boję. A tu właśnie z największą przyjemnością, odsłuchałam podcast Joasi Tu_Okuniewska, o tym samym tytule. Miało być mrocznie i poważnie, ale nie od tego jest blog, prawda? Więc będzie, ot tak, po mojemu!

Moj kontekst i moje życie, jest totalnie inne niż Joanny, jeśli chcecie ją bliżej poznać, lećcie na Spotify, nie czuje się upoważniona, by tu o tym dyskutować, więc i moje "boję się", jest zupełnie inne niż Joanny i pewnie totalnie inne niż Wasze. A im dłużej o tym myślę, tym mniej rzeczy, strasznych rzeczy w moim życiu, przychodzi mi do głowy. Ja jestem chyba kompletnie odjechana, ewentualnie kompletnie głupia, ale ja generalnie niewielu rzeczy się boję. Dzieje się tak pewnie dlatego, że ja taki najgorszy strach, ale taki najgorszy strach, już znam od wielu, wielu lat i go zwyczajnie oswoiłam! Pokonałam, a na koniec kompletnie z mojego życia wyeliminowałam.  Ale nie o wynurzeniach dziś będzie. 

A więc, (tak, wiem, nie należy zaczynać zdania od a więc) nie mam napadów lękowych, nie siedzę i nie rozkminiam, że ktoś mnie oceni tak, a nie inaczej i jeszcze podzieli się tym odkryciem na messangerze z koleżanką, mam to kompletnie gdzieś, znaczy w dupie. Oczywiście, że nienawidzę, jak mnie ktoś krytykuje, obgaduje czy ocenia, ale się tym nie zamartwiam i się tego jakoś specjalnie, nie boję, bo cóż się może najgorszego stać, kiedy ktoś mnie oceni źle? Mogę mu ewentualnie nawstawiać i pożegnać z moje życia, ot tam wielkie halo!
Nie boję się, że popełnię błąd, oczywiście, że staram się je przewidzieć i zawczasu usunąć, ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, to prawda stara jak świat i jej należy sie trzymać. 
Niektórych rzeczy się wstydzę, ale to nie jest strach :)

Coś tam jednak, w zakamarkach duszy znalazłam ...

🍀boję się o zdrowie moich dzieci - kiedy pomyślę, że coś, cokolwiek mogłoby im się stać, ściska mi się żołądek i łzy stają w oczach, u mnie to podchodzi chyba pod rodzaj lęku somatycznego, tzn. reaguje na niego, strach znaczy, cały mój organizm - mam ból brzucha, ból głowy, roztrzęsienie i rozregulowanie ciała. Otrząsam się z niego i tłumaczę sobie, że przecież dzieci się przewracają, nabijają sobie guzy, czasem nawet łamią ręce, ale to się wszystko leczy. Czasem działa, czasami, nie!
Nie jestem toksycznym rodzicem, moje dzieci wychodzą same z domu, a właściwie wychodziły przed 12343456767543 dniem pandemii, na podwórko, odwiedzały kolegów, chodzili i wracali sami ze szkoły, Kuba był na obozie siatkarskim, Kacper jeździł na biwaki zuchowe, ale zawsze uspokajam się całkowicie dopiero, wtedy, gdy obaj są w domu. 
Oczywiście, że martwię się też zdrowiem innych członków rodziny, ale to już zupełnie inny strach, taki powiedziałabym normalny ...

🍀boję się też o swoje zdrowie - jest to jednak, taki lęk powiedziałabym średnio zwyczajny. Badam się regularnie i nie tylko u lekarza pierwszego kontaktu, kiedy mam katar, ale robię kompleksowe badania co najmniej raz w roku, więc ten strach jest pod kontrolą, chociaż pewnie, zastanawiam się czasem, czy dożyję czasów,  kiedy moi synowie będą już dorośli? Jeszcze tylko przekonania zupełnego nie mam, co do tego,  czy dzieci, to w ogóle kiedyś dorosną?

🍀 czasem boję się tego, czy dobrze wychowuję swoje dzieci, czy one sobie w życiu poradzą, czy będą potrafiły obronić się przed złem tego pieprzonego świata? Czy dobrze im uświadomiłam, że nie należy zawsze i wszędzie i bezwzględnie słuchać innych, że zawsze, to trzeba mieć swój rozum, czy będą same umiały wybrać między dobrem a złem, czy nie dadzą sobie wmówić głupot typu - ideologia LGBT, white power, Polska dla Polaków? Staram się póki co, najlepiej jak mogę!

🍀boję się stracić płynność finansową - szczególnie teraz, wiecie kredyt, to nie przelewki, więc staram się robić wszystko tak, by jednak go spłacać. 

🍀 boję się pająków i to kuźwa nie są żarty. Boję się tego cholerstwa, do tego stopnia, że lubię węże, bo te zżerają pająki! Innych fobii zwierzęcych nie posiadam!

Jak widzicie nie ma tego dużo, albo wręcz przeciwnie jest tego ogrom? Co sądzicie, bo u mnie to,  byłoby na tyle! 

Wszystkie inne strachy wysyłam na lachy. Kiedy przyjdzie mi do głowy usiąść i się czym zamartwiać i straszyć, pukam się w głowę i mówię sama do siebie "a ty co, dewociejesz?" i jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, strach mija! Hahaha! 

Podzielcie się ze mną swoimi strachami, jeśli macie ochotę! Nikomu nie powiem! Obiecuję!

Tymczasem pozdrawiam serdecznie!


niedziela, 14 czerwca 2020

Samoakceptacja


Zastanawiacie się czasami, dlaczego ostatnio tak popularne stało się hasło - samoakceptacja i dążenie do niej? Co to jest ta samoakceptacja? Ciepłe bamboszki i 1500kg nadwagi, czy może raczej coś innego? Czy wystarczy powiedzieć - "O hej piękna" o siódmej rano do własnego lustra, czy może należy jednak przeglądać się w oczach innych, by ich dla nas uwielbienie prowadziło do samoakceptacji? 

Teraz, w 124357854323245 dniu lockdown'u, ludzie podwójnie cierpią. Cierpią z osamotnienia, braku kontaktów międzyludzkich i cierpią, bo mają zwyczajnie za dużo czasu na czasami, zupełnie bezsensowne rozkminki, szczególnie te, dotyczące ich samych. Ich wyglądu, fałdek na brzuszku, celulitu itd. Nie mamy dla siebie zbyt wiele miłości własnej, dlatego właśnie lekarze biją na alarm, a psycholodzy mówią - nie oceniaj się. 

Jak wiecie, nie jestem psychologiem i nie mam tajemnej wiedzy, jak samoakceptacja wyglądać powinna, ale mogę podzielić się z Wami, kochane moje, własnymi przemyśleniami w tym trudnym temacie.


Czym więc dla mnie jest samoakceptacja?

🍀 to zaakceptowanie tego co mam - nie mam 180cm wzrostu, mam 150 i to w kapeluszu, nie zmienię tego, to jest fakt, a jak powszechnie wiadomo, z faktami się nie dyskutuje, bo po cholerę się tym zamęczać?

🍀 to uświadomienie sobie tego, co mogę w sobie zmienić i praca nad tym - mogę zmniejszyć swój rozmiar o jeden, kiedy regularnie poćwiczę, zmienię dietę, zadbam o siebie, ale nie zamęczam się wagą czy rozmiarem nad kolejną paczką chipsów!

🍀 to nierzucanie się na cudowne ... coś, dieta cud, fitness cud - odmieni cię w 30 dni - to jest bzdura na resorach, nie ma cudowności, nie ma i już. Takie zrywy prowadzą tylko do frustracji, bo żadna z nas nie jest Chodakowską i nie będzie robić 10 treningów dziennie, ani żyć na 300kcal dziennie, najdalej po trzech dnia rzucisz to w cholerę i zostaniesz z wyrzutami sumienia, po co?

🍀 to nierobienie sobie krzywdy, nie krzywdź się - najczęściej, to Ty sama jesteś dla siebie najgorszym i najsurowszym sędzią, nie mów o sobie źle, nie wyrzucaj sobie rozmiaru, numeru buta czy miseczki stanika, a najważniejsze NIE PORÓWNUJ się do innych!

🍀 to dbanie o siebie. Nie chodzi mi o hity nowych maseczek i kremów czy kiecki za miliony, chodzi mi o dbanie o swoje ja. O odpoczynek, o czas dla siebie ze sobą, o spokój wewnętrzny i zrozumienie swoich potrzeb. Dbam o siebie, bo się regularnie badam, robię wyniki, sprawdzam czy podwozie wciąż działa :)

Samoakceptacja, to nie jest narcyzm! "A tam, mam chorobliwą nadwagę, ledwo wstaje z krzesła czy z fotela, ale co tam, przecież się akceptuję taką, jaką jestem". Nie, to nie jest samoakceptacja, to jest choroba, to krzywdzenie siebie i niedostrzeganie problemów, a zupełnie nie o to chodzi. Z drugiej jednak strony, usłyszałam ostatnio zdanie, które mnie strasznie zasmuciło, ktoś powiedział, że przestał siebie nienawidzieć. Straszne!

Pewna sympatyczna osoba mówi czasami - "W moim wieku, to ja już nic nie muszę, ja ewentualnie mogę", a ja dodaję jeszcze, w każdym wieku, możemy wszystkie się polubić, szanować, nie robić sobie krzywdy. 

Pozdrawiam

Idiotyczne wymagania wobec kobiet - sprzątanie

Zobaczyłam ostatnio na IG rolkę z 30min zagospodarowaniem czasu, teoretycznie wolnego, przez pewną Panią, nazwijmy ją Zośka. Zośka w ciągu r...