czwartek, 7 lipca 2022

Eksperckość - przekleństwo naszych czasów

Ekspert, to jak mówi Wikipedia, osoba, która posiada głębokie i szerokie zrozumienie oraz kompetencje w zakresie wiedzy, umiejętności i doświadczenia poprzez praktykę i edukację w określonej dziedzinie. Ekspert to ogólnie rzecz biorąc osoba posiadająca rozległą wiedzie lub umiejętności zdobyte na podstawie badań, doświadczenia lub zawodu w określonej dziedzinie studiów. 

To tyle jeśli chodzi o teorię i definicję. I to tyle jeśli chodzi o zrozumienie tej definicji przez "ekspertów" naszych smutnych czasów. 

Wczoraj ogłoszono wyniki tegorocznych matur AD 2022, a ja siedzę jeszcze dziś i nie wiem czy się śmiać czy płakać. Skłaniam się ku temu drugiemu. Czemy? No temu, że pomimo braku progu punktowego do zdania matury z rozszerzeniem - wystarczy przyjść i się podpisać, to wynik z rozszerzonej matury z matematyki wynosi całe 30% - to jest dramat! Jeśli zdajesz maturę z rozszerzeniem, to chyba oznacza, że albo naprawdę masz wiedzę z tego przedmiotu, lubisz przedmiot i interesujesz się zagadnieniem, czy nie? Więc jak 30%? Z innych przedmiotów, nie jest wcale lepiej, średni wynik z wszystkich rozszerzeń, nie przekroczył 50%. Teraz można zastanawiać się na przyczynami takiego stanu, szukać rozwiązań, wprowadzać zmiany, pod warunkiem, że będą przemyślane, rzetelnie opracowane, przez rzetelnych ekspertów, a nie autora książki do historii i teraźniejszości. No moje dzieci na pewno tej pozycji nie dotkną, a już na pewno nie będą się z  niej uczyć. To więcej niż pewne!

Edukacja zdalna przyniosła więcej szkody niż pożytku, to jest oczywiste. Widać to i po moich dzieciach, którym powrót do szkoły stacjonarnej sprawił wiele kłopotów, dlaczego? No dlatego głównie, że trzeba było wrócić do porządnej, codziennej nauki i zdobycia wiedzy z umiejscowieniem jej w głowie, a nie tylko książce ukrytej poza okiem kamery. Wygoda rozleniwia, nie tylko młodych.

Jak ten wywód ma się do eksperckości zapytacie? Ano tak, że teraz ci maturzyści pójdą na studia. Połowa z nich zrezygnuje po pierwszym semestrze. Część spróbuje za rok na innym kierunku i chwała im za to. Część nie pójdzie na studia w ogóle. I to też jest OK, bo nie każdy musi mieć wyższe wykształcenie, ale pod warunkiem, że za pół roku nie zacznie trąbić wkoło, że studia są do niczego niepotrzebne i ogólnie to tylko strata czasu. Nie zgadzam się z tym. Tak studia nie są potrzebne do bycia, mam nadzieję że nikogo nie urażę, ale na przykład do bycia ekspedientką w sklepie. Nie są one potrzebne tym wszystkim ludziom, którzy pracują fizycznie, ale kiedy ogłaszasz najskuteczniejsze metody w leczeniu depresji, które rozchodzą się szerokim echem w twoich kilkutysięcznych mediach społecznościowych, to może jednak studia byłyby potwierdzeniem twojej wiedzy, doświadczenia i badań nad depresją, a nie tylko faktem, że sama chorujesz? Strasznie mnie takie pieprzenie denerwuje, a wywody nad depresją, to tylko początek.

Okazuje się, że można być ekspertem od wychowywania dzieci, mając jedno dziecko w wieku lat trzech! Mało tego, można się wypowiadać na temat budowania relacji z dzieckiem w każdym wieku, tylko i wyłącznie dlatego, że jest się matką. Można być ekspertem od podróżowania, bo przecież raz do roku leci się do Polski samolotem. Można być ekspertem od biznesu prowadząc tenże biznes od roku i zarabiając minimum na działalności nierejestrowej. Można być ekspertem od zdrowego żywienia, diety, ćwiczeń, zdrowego życia, tylko dlatego, że schudło się 10kg w miesiąc, a że po kolejnych 3 wróciło nam te 10kg z nawiązką, to już przemilczymy. Można być ekspertem od edukacji będąc kompletnym idiotą, na dodatek głosząc swoje debilizmy w telewizorze.

Nie wiem co się z ludźmi porobiło, ale ostatnio mamy taki wysyp tych pseudo ekspertów, że aż głowa boli i włosy na niej się jeżą. I pól biedy, kiedy ktoś mówi ci, że musisz pić 5 litrów wody dziennie i ograniczyć mięso, ale kiedy ktoś Ci wmawia, że np. jazda na rowerze rozwiąże twoje problemy z obniżonym nastrojem i smutkiem, to tylko i wyłącznie szkodzi. Szkodzi! Wyrządza ludziom świadomie krzywdę, bo depresji nie leczy się rowerem, tylko terapią i farmakologią!

Ja jestem dorosła! Mam jakieś tam doświadczenie życiowe, przeczytałam ileś tam setek czy tysięcy książek, edukowałam się, rozwijałam wiedzę, więc najczęściej, potrafię odróżnić kłamstwo od rzetelnej wiedzy, ale te wszystkie rzesze nastolatek śledzących pseudo ekspertki w mediach społecznościowych, tego niestety nie potrafią. A jak wiadomo w pewnym wieku dzieci nie mają za grosz zaufania do rodziców i ich wiedzę postrzegają jako zło minionej epoki, bo przecież Ixińska mówi coś zgoła innego niż matka w wieku lat 47. I taka postawa nastoletniego człowieka nie ma nic wspólnego z relacjami z rodzicami, każdy młody szuka swojej drogi, a jak wiadomo doświadczenia dzieci nie nauczymy, one same muszą je zdobyć ucząc się na własnych błędach i ponosząc własne konsekwencje. To jest właśnie życie! A relacja z rodzicem może i powinna wpłyną na dziecko w postaci zastanowienia się, zatrzymania, tak by nie skakać na głęboką wodę bez kapoka w sprawach, na których się kompletnie nie znają. 

Zrezygnowałam ze śledzenia wielu osób w Internecie w tym tygodniu, serio. Szczególnie tych, którzy z własnym, głęboko zakorzenionym przekonaniem o własnym autorytecie, niepomni jednak własnej głupoty, głośno i wyraźnie głoszą pogląd - 'matura to bzdura'. Dość mam tam bzdur wygadywanych jako prawda objawiona. A najbardziej wkurza mnie to przekonanie, że porażka jest sukcesem. Nie kuźwa, porażka nie jest sukcesem, jest porażką, z której możesz wyciągnąć lekcję na przyszłość, zmienić coś, douczyć się, zacząć jeszcze raz i odnieść sukces, ale porażka, jest porażką. Proszę nie wmawiajmy sobie, że jest inaczej.

To już ostatni, najprawdopodobniej, wpis przed wakacjami. Czekam na odpoczynek, wyłącznie wszystkiego i poleżenie na plaży.

Gdybyśmy się już nie usłyszeli do września, to życzę wszystkim udanych wakacji, bez pseudo ekspertów w towarzystwie, słońca i uśmiechu. 

Pozdrawiam. 


sobota, 2 lipca 2022

Wakacje, wakacje, wakacje

 


Powiem szczerze, że już myślałam, że nic z tego nie będzie i ostatni wpis wyzwania z Ładny blog jest w zasięgu ręki! - grupa dla blogujących na bloggerze, się nie napisze, ale oto rzutem na taśmę jestem. 

Dziś będzie radośnie, bo i mam już dość smutków, i nie mam pomysłu, póki co, na rozwiązanie kryzysu psychiatrii dziecięcej w Polsce, czy też jak zaradzić problemom w szkołach i zatrzymać znikających masowo nauczycieli. O tym pomyślę jutro - to moje ulubione powiedzenie zapożyczone od znakomitej Scarlett O'Hary. 

Mamy 2-gi dzień lipca. Tropiki i iście meksykańska pogoda sprzyja wakacyjnym wypadom nad morze, jeziora i rzeczki, więc Polacy ruszyli w drogę. 

Ja nie lubię wyjeżdżać nigdzie zaraz z początkiem lipca, ja wtedy delektuję się swoim balkonem, cieszę oczy kwiatami i podjadam truskawki prosto z krzaczka, to jest najlepszy czas na balkonowy relaks. 

Na wakacje wybieram się zawsze na przełomie lipca i sierpnia. Nie ma wtedy niestety tylko jednej rzeczy - gwarancji pogody! 

W tym roku jednak i na to znaleźliśmy rozwiązanie - jedziemy do Włoch. Jedziemy - autem. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby tylko w podróżach autem, nie przeszkadzała nam ta cholerna nawigacja :)

My jeszcze nigdy, absolutnie nigdy, nie dojechaliśmy z punktu A do punktu B bez błądzenia. No mówię Wam, to wina tej cholernej nawigacji. A obsługującą nawigację jestem - JA. 

Zawsze każę skręcić za szybko, ewentualnie za późno. Mylę lewą stronę z prawą, co u prawdziwych kobiet jest absolutnie oczywiste, więc nie rozumiem czemu mój mąż się zawsze wścieka? Ja nie robię tego specjalnie przecież! Tak więc jak widzicie, zapowiada się ekscytująco. 

Pierwszy przystanek - Austria. Nocleg już zarezerwowany, czeka sobie spokojnie u pewnej miłej Pani, która wynajmuje swoje mieszkanie turystom, a sama siedzi w Chorwacji przez cały rok. 

Drugi przystanek - Mediolan i spełnienie marzenia mojego męża, czyli zwiedzanie stadionu AC Milan - to będzie miły wypad na San Siro. Lubię piłkę nożną, pod warunkiem, że nie jest to mecz polskiej reprezentacji, więc i ja się będę dobrze bawić. Mamy nadzieję, że się nie zawiedziemy, bo co innego widok stadionu w pełnej oprawie w czasie meczu, a co innego sam obiekt. Zobaczymy!

Przystanek docelowy, czyli nasz dom na kolejne 10 dni, to Fano. Morze, plaża, pogoda i MY. 

Ale Włochy, to przede wszystkim -  jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie, a także wyśmienita kawa, lody - a nie wiem czy wiecie, ale te w Mediolanie nie mają sobie równych, więc trzeba odświeżyć kubki smakowe. 

Już widzę siebie w kafejce śniadaniowej z kawusią i kanapeczką. 

Ja wszędzie gdzie jadę, to przede wszystkim jem. Kucharką jestem średnią, ale jeść lubię, więc korzystam na każdym wyjeździe!

Już nie mogę się doczekać!!! 

Nie planujemy objazdówki i wielkiego zwiedzania. Oczywiście, że po miasteczku pospacerujemy i pewnie odkryjemy kilka malowniczych zakątków, wpadniemy gdzieś na przystanek do winnicy, ale nie zamierzamy szwendać się po Rzymie czy zatrzymać w Wenecji, to nie my i nie nasze wakacje. 

Mam nadzieję, że to będzie super czas z dziećmi. Odpoczniemy, rozerwiemy się, wygrzejemy starek kości na piaseczku i wrócimy do domu pełni nowej energii, dobrego humoru i zapału na kolejne 10 miesięcy. 

Pozdrawiam. 

Idiotyczne wymagania wobec kobiet - sprzątanie

Zobaczyłam ostatnio na IG rolkę z 30min zagospodarowaniem czasu, teoretycznie wolnego, przez pewną Panią, nazwijmy ją Zośka. Zośka w ciągu r...