piątek, 18 lutego 2022

Torebka za trzydzieści tysięcy


To nie będzie post oceniający, bo kim ja jestem, żeby oceniać i umoralniać wszystkie Panie z torebkami za 30 tysi w ręku? To będzie raczej wpis osobowościowy, czyli o moich osobistych cechach mieszkających sobie we mnie i ich wpływie na to co robię, kim jestem i gdzie jestem.  

Jednakże chciałabym, by to wybrzmiało, absolutnie nie ma mojej zgody na torebkę za trzydzieści tysięcy, no nie! Gdybym miała na zbyciu taką kasę, to wspomogłabym jakąkolwiek akcję charytatywną, nawet na FB, ale nie kupiłabym takiej torby. Po pierwsze, to kuźwa obciach, tak się obnosić z kasą, a po drugie, bądźmy szczerzy, jestem "Januszem i Grażyną" w jednym. 

Nim przejdę do sedna, to napomknę, że nie robiłam sobie żadnego testu osobowościowego, a pewnie by się przydało, bo wiek kształtowania siebie, dawno mam za sobą, więc chyba pora przyjrzeć się sobie bliżej i bardziej na poważnie? 

To o czym dziś piszę, trochę prześmiewczo, to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia i przemyślenia po udanym wypoczynku w górach, przy muzyczce i lampeczce winka. 

Pierwsza osobowość - "januszowatowatość" - zdaje się, że słowo to, weszło do słownika języka polskiego na stałe. U mnie, bycie Januszem, objawia się w absolutnym wkurwie wydawania pieniędzy, uwaga - na siebie. Ja niczego nie potrzebuję! Nigdy! Nie i już! Mnie naprawdę złości durne wydawanie kasy w ogóle, a już na ciuchy przede wszystkim, ale z drugiej strony, przykładem "oszczędzania na gorsze czasy", jestem absolutnie najgorszym i ze mnie przykładu proszę  nie brać. Uczę oczywiście moje dzieci oszczędzania i mądrego zarządzania kasą - efekt najczęściej beznadziejny, bo jak wiadomo dzieci uczą się przede wszystkim przez obserwację, a nie pogadanki, ale czasem, coś tam przyoszczędzić potrafią. Nie mam za to absolutnie żadnych hamulców w wydawaniu kasy na dzieciory właśnie, wycieczki, wypady i wszelkie podróże oraz jedzenie poza domem, bo zaraz po wstręcie do kupowania ciuchów, największym okropieństwem świata jest - gotowanie!

Druga osobowość - ufna Helcia. Ja czasem sama z siebie się śmieję, że co do ufności i wiary w ludzi, to ja mam wciąż dwa lata. Serio! Ja naprawdę wierzę, że ludzie są dobrzy, że jak coś robią, to nie jest to wymierzone we mnie osobiście, nawet kiedy obrywam rykoszetem, a pierwsza myśl, jak mi wpada do głowy, to że to zwykły przypadek, zbieg okoliczności, no coś komuś nie poszło! Niestety, tak nie jest. Ludzie podkładają nam świnie, hejtuja, podkopują nasze umiejętności i osiągnięcia, próbują nas zjeść nawet nie soląc. Z drugiej jednak strony, kiedy ja już się w końcu i łaskawie zorientuję, że ale, ale, ale -  coś tu jest bardzo nie halo, to jestem straszna. U mnie nie ma zmiłuj, taka osoba wypada z szybkością wody w spłuczce z grona moich, nawet najdalszych znajomych, uprzednio w odpowiedni sposób poinformowana, że jest świnią, kontakt wykasowany! 

Trzecia osobowość - zapalnik. Ja się zapalam w sekundę. Do wszystkiego, absolutnie wszystkiego. Kłótnia - proszę bardzo, osiemnasty nowy projekt - obecna, wypad na kawę o 24:00 - jestem. Konsekwencją tego ognia we mnie, często bardzo przykrą, jest poczucie straty, bo wiecie ja nienawidzę rezygnować ze swoich planów! Mnie taka rezygnacja po prostu fizycznie boli. Zapaliłam się bardzo do wyprawy pieszej w górach, ale właśnie wróciłam z naszych rodzimych Beskidów i już wiem, że na takiej wyprawie, na dodatek w obcym kraju, zwyczajnie nie dam rady, nie w tym roku! Nie mam kondycji, chociaż codziennie spaceruję, zwyczajnie za dużo ważę i jaram wciąż fajki, no nie, nie dam rady! Boli? Bardzo! Czy coś z tym zrobię, oczywiście! Już zapaliłam się na nowo i już mam nowy fantastyczny plan i jaram się do niego jak pochodnia!

Czwarta osobowość - mrówkowatość. Czy kiedykolwiek pomyśleliście o mnie, że mogę być osobą, która uczy się (wciąż) jak odpoczywać i nic nie robić bez wyrzutów sumienia? Tu do akcji wkracza a jakże, mój wewnętrzny zapalnik. Jak już się zapalę do odpoczywania, to na całego i zwyczajnie nie robię nic! Kładę się z książką i czytam - odpoczywam. Pranie? Sprzątanie? Dajcie spokój, raz w tygodniu, to w zupełności styknie, nie?!  A jak komuś przeszkadzają nieumyte okna, no trudno, niech sam je umyje. 

I nagle! 

Ni z tego, ni z owego, przychodzi ON - podsycony ogniem zapalnika, wypoczęty, cały na biało - król wszystkich mrówek tego świata - tytan pracy! Nadrabiam za dziesięciu, rzucam się na nowe obowiązki i zadania, mam sto pomysłów na minutę i każdy z nich jest na już, teraz, zaraz, natychmiast. Nie jest ważne czego pomysł dotyczy - rozmach od relacji do racji. Miesiącami bez odpoczynku i chwili dla siebie. Na bank, takie zachowanie jest opisane w psychologii, ale jeszcze do pełnej diagnozy, nie dotarłam :) cała ja. 

Na szczęście moje i mojej rodziny, po dzikim pędzie w końcu przychodzi refleksja, opamiętanie i kolejny czas odpoczynku. I tu wpada samochwała - czas odpoczynku jest coraz częstszy, bardziej spokojny, wyważony, dopasowany do wyrównania straconej energii, a nie takie zwyczajne, bycie leniwą bułą. 

Ciekawa jestem, czy Wy też macie, znacie i lubicie w sobie, takie swoje, własne osobowości? Zastanawiacie się nad tym czasem? Ciekawi Was, co sprawia, że dziś walczycie niczym dzikie lwice (i lwy), a jutro zwyczajnie odpuszczacie? Czemu z jednymi ludźmi Wam tak bardzo po drodze, a innych omijacie szerokim łukiem? 

Pozdrawiam!




Idiotyczne wymagania wobec kobiet - sprzątanie

Zobaczyłam ostatnio na IG rolkę z 30min zagospodarowaniem czasu, teoretycznie wolnego, przez pewną Panią, nazwijmy ją Zośka. Zośka w ciągu r...