niedziela, 2 maja 2021

Nie bądź k... babą


"Nie bądź kurwa babą". 

Zakrzyk ten, dość popularny w pewnych grupach społecznych, szczególnie tych mocno zakorzenionych pod sklepem typu "żabka", a także wśród naszych domorosłych i samozwańczych obrońców budowli sakralnych, to takie "delikatne" powiedzenie - na ... nie jęcz, nie narzekaj, nie marudź, nie płacz i ogólnie weź się w garść.

Znacie to? Na pewno! Nie raz i nie dwa, każda z nas to usłyszała! 

Nie ma, moim zdaniem, drugiego, tak błędnego i krzywdzącego rozumienia kobiety i kobiecości jak w owym powiedzeniu, no nie ma! 

Dlatego, ty sam idioto z piwem w grabie, usiądź i płacz, że tą babą nie jesteś, może twoje życie było by cudem! 

Ja pomijam już porody. Po pierwsze cesarskie, a po drugie jesteśmy kobietami i wiemy już mniej in więcej od wczesnego dzieciństwa, że prawdopodobnie dzieci mieć będziemy, więc zmilczmy.

Jednak jakoś tak, już od dzieciństwa najłatwiej tym dziewczynkom to jednak nie jest. Jak mają szczęście i w bocianowej loterii trafią na normalnych rodziców, to nic się nie dzieje. Kiedy jednak bocian popełnia błąd, to nie minie dziewczynki walka z białymi rajstopkami, wieczne ustawiania, bzdurne wymagania bycia grzeczną i miłą, i to nie dlatego, że kogoś lubimy i szanujemy, ale dlatego, że dziewczynka ma być cicha, grzeczna, a najlepiej niewidzialna.  

W wieku nastoletnim pojawiają się kolejne przestrogi i kolejne idiotyczne rady dobrej ciotki. Zamiast rzetelnej nauki, wiedzy i pomocy z buzującymi hormonami, daje się nam kolejne przestrogi i dalej karmi nas nakazem bycia grzeczną. A wszyscy wiemy, że akurat "grzeczna dziewczynka" jest tu raczej oksymoronem, bo masz być po prostu cnotliwa. 

Dorosłym nam, też jakoś za lekko nie jest. Praca, kariera, rachunki, zarobki, kredyty, szkoły naszych dzieci, dom, lekarze i wymieniać tak by można było w nieskończoność. Tymczasem my wciąż jesteśmy. Radzimy sobie, a co więcej, wiele z nas, tak zwaną kobiecą słabość, przekuwa w siłę heroski z najstarszych legend. 

Znacie na pewno nie jedną rozwódkę z dzieckiem? Ja znam kilka i uwierzcie mi, żadna z nich nie jest słaba, żadna, absolutnie. Pewnie, że ryczą w poduszke. O dwunastej w nocy zapraszają Cię na drinka, bo mają doła. Biorą na żądanie szósty wolny dzień z rzędu, bo zwyczajnie dziś nie mają siły wstać z łóżka, bo prawdopodobnie nie starczy na życie do pierwszego, bo znowu wzywają do szkoły, bo oczko w rajstopach leci, a na dworze minus dwadzieścia.  Jednak każda z nich, wstaje tego siódmego dnia rano, odrodzona jak feniks z popiołu, pożycza kasę od przyjaciółki czy matki i robi koszmarną awanturę w szkole o niesłuszne pomówienie jej dziecka. To jest moje drogie klasa sama w sobie. 

Znacie kobiety walczące z chorobami swoich dzieci? A takie, które dla dzieci właśnie walczą ze swoją chorobą? Czy one komukolwiek mogą wydawać się słabe? 

Nie wiem jak Wy, ale ja płaczę naprawdę rzadko, właściwie tylko wtedy (nie liczę wzruszenia na komediach romantycznych i wszystkich filamach familijnych), kiedy jest mi naprawdę źle, ale tak mega kurwa źle! Rycze godzinę. Wstaję, poprawiam koronę, wypijam wino, kolejność dowolna i dalej zapieprzam, bo po pierwsze mam dla kogo, a po drugie nie mam wyjścia.   Moje akumulatory znowu działają i ruszam taranem do przodu. 

Płacz nie jest oznaką słabości, jest natomisast oczyszczeniem się z niemocy, osaczenia, wymagań, oczekiwań i przekonań, co do których się nie zgadzamy i z którymi walczymy. Walczymy najczęściej same i w samotności. 

Idiotyczne wymagania wobec kobiet - sprzątanie

Zobaczyłam ostatnio na IG rolkę z 30min zagospodarowaniem czasu, teoretycznie wolnego, przez pewną Panią, nazwijmy ją Zośka. Zośka w ciągu r...