sobota, 30 listopada 2019

Polecajki - czyli czym zachwycił mnie listopad




Polecajki, to nie jest cykl stały na moim blogu, chociaż już go próbowałam w wydaniu miesięcznym - nie poszło!

Teraz wracam, ale nie składam deklaracji, kiedy znajdę coś wartego polecenia, zwyczajnie dam Wam znać!

W listopadzie właśnie, chciałabym opowiedzieć o dwóch wartych Waszego zainteresowania rzeczach.

Rzadko oglądam telewizję, naprawdę rzadko, bo to bezsensowny pożeracz czasu, ale czasami, kiedy już naprawdę nic innego nie mam do roboty, coś tam obejrzę. Zwykle przywołana głosem męża lub chłopakow. Pomijam oczywiście "Watachę" - tu czekam z wypiekami na policzkach, na każdy nowy sezon, jak kiedyś, dawno temu na Ally McBill

Tak właśnie, trochę niechcący, a trochę z nudów, trafiłam na mega film "Searching" z 2018 roku, więc wcale nie żadna super hiper nowość - kanał HBO. Debiut reżyserski Anseesha Chagantego - już jest dobrze, i temat ... ojciec poszukuje zaginionej nastolatki, wykorzystując do tego, jej media społecznościowe. 

Zawiła fabuła, wartka akcja, niespodziewane zakończenie , a przede wszystkim ważny temat - nasze życie w internetach. Polecam!


Tak jak rzadko oglądam telewizję, tak często i namiętnie czytam książki ... i to jest właśnie moja druga polecajka. 

Tak, tak-  wiem, że mam stronę z recenzjami, ale nad tą książką watro zatrzymać się odrobinę dłużej. Zamieszczę pełną recenzję, ale ciut później. 



Autorka kryminałów - Katarzyna Bonda, zaprasza nas do świata nieco innego niż ten, do którego nas już przyzwyczaiła. Innego niż morderstwo (dobra oszukuję trochę, jakieś morderstwo jest), śledztwo i kara, do świata niepodobnego do jej wcześniejszych powieści, ale napisanego absolutnie w jej stylu. 

Bondę, albo sie kocha, albo się jej nienawidzi. 

Jakie jest moje uczucie - już chyba wiecie. 

Pozdrawiam!

poniedziałek, 25 listopada 2019

Badań ciąg dalszy - dziś alergolog



Zdawałam sobie sprawę, iż wieczna potrzeba mego młodszego dziecka - czyli bycie drapanym po plecach - wynika z chęci "pomiziania się", ale muszę się niestety przyznać, iż drugą jego potrzebę - zwyczajnego zniwelowania uczucia swędzienia - ma AZS, czasami traktowałam z przymróżeniem oka. Czasami, to właściwie oznacza do momentu, kiedy sama sobie próbowałam wydrapać skórę z dekoldu i łydek.

Znacie to? To właśnie uczulenie!!!

Nigdy wcześniej tego nie czułam, nie jestem, a właściwie nie byłam na nic uczulona, więc nie szybko odkryłam, że przyczyną mojego okropnego swędzenia - jest - jedzenie.

Kiedy swędzenie osiągnęlo apogeum i nie mogłam już zwyczajnie spać, zdecydowalam, że czas najwyższy samej wybrać się do miłej pani doktor alergolog. 

Dostałam skierowanie na testy alergiczne, które zupełnie nic nie wykazały, a w tak zwanym między czasie, sama odkryłam co mnie uczula - imbir. To po jego zjedzeniu, każdorazowo swędzi tak, że idzie oszaleć, wiec zwyczajnie zaczęłam unikać – delikatnie tak, bo przecież uwielbiam!



Oczywiście efekty skórne, to nie jedyne objawy, które mogą wskazywać na alergię. 

Masz wodnisty katar nasilający się wiosną lub jesienią, świszczący kaszel, swędzenie oczu, zaczerwienione spojówki, to są właśnie objawy, gdzie pomoc alergologa będzie wskazana, pomoże stwierdzić, co tak naprawdę nas uczula. A może zastanawiasz się czy to aby nie fakt, iż mija jesień, a wszyscy kichają, prychają, kaszlą. 

Co jest oznaką alergii i jakie inne symptomy powinniśmy zgłaszać? 

Kiedy w końcu trzeba iść do alergologa?

Moja rada - jak najszybciej! Naprawdę, nie warto się męczyć, drapać, nie spać po nocach i biegać do lekarza ogólnego po wapno, które notabene możecie kupić bez recepty, w każdej aptece. 

Wizyta nie boli, nie jest droga, więc do dzieła!

Podstawowym sposobem sprawdzenia i znalezienia alergenu są:

Testy skórne - popularna metoda, w trakcie której nanosi się na skórę substancję potencjalne uczulającą, a następnie obserwuje reakcję. W zależności od podejrzewanego typu alergii, wykonuje się testy: punktowe, śródskórne oraz płatkowe. Wszystkie te badania przeszli moi synowie, kiedy byli jeszcze mali. Nie jest to przyjemne, jednak Cię kują, ale da się wytrzymać. W czasie testów platkowych - ich nakładania, Kacper usnął na stojąco, opierając się o mnie. Oczywiście, że zmęczył go płacz, miał 2 latka, ale pielęgniarki były w totalnym szoku!

Badania krwi - za ich pomocą oznacza się poziom przeciwciał IGE dla poszczególnych alergenów.




Testy prowokacyjne - inaczej testy ekspozycyjne, w trakcie których jesteśmy wystawiani na bezpośrednie działanie alergenu. Ustala się je indywidualnie z lekarzem!

Próby eliminacyjne – stosuje się ją w przypadku podejrzenia alergii pokarmowej. Na określony czas wyeliminujemy z jadłospisu produkty potencjalnie alergizujące. Objawy ustąpią - jak z moich imbirem? To znaczy, że to właśnie TO!

Mam, jak już wspomniałam dziecko z AZS, wiem co to uczulenie, maści, kropelki, syropki. Znam tony alergologów i dermatologów w Gdańsku, Łodzi i w Częstochowie :) 

Jakby co to podrzucę nazwiska :)

Pozdrawiam!


poniedziałek, 18 listopada 2019

Wieczna optymistka - czyli zadania na dany dzień


Generalnie słowo - optymistka - kojarzy się większości z nas dość pozytywnie. 

Radosna, uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do życia i działania. Jednak czasami, w zestawieniu z innymi słowami, już jakoś bardziej kojarzy się z wariatką niż działaczką, nie sądzicie?

I tak się właśnie ma sprawa w zestawieniu słów - planująca optymistka.

Wg specki od planowania, czyli Pani Swojego Czasu, nasze plany dzienne powinny się mieścić na małej, samoprzylepnej karteczce - stickerze. 

A tymczasem, nim odkryłam PSC, moje plany dzienne rozpisywane były na kartce A4. Dlatego właśnie mówię o wariatce.

Siedziałam w pracy po godzinach lub przynosiłam robotę do domu, a tu przecież też, czekała już na mnie kolejna "lista zadań". Lista nie bylejaka,  wręcz przeciwnie, lista bardzo ważna, bo moja i rodzinna i nasza. 



W konsekwencji takiego życia, byłam wiecznie zmęczona, niezadowolona i wściekła, a w praktyce nie miałam czasu na rzeczy najważniejsze - zabawę z dziećmi, wspólne posiłki, czy zwykłe wyjście z kijkami. Wszytsko odkładałam na weekend!

Ale do brzegu.

Nieważne czy pracujesz na etacie czy w domu, każdego dnia masz do załatwienia i ogarnięcia jakieś zadania,najważniejsze jednak, by w tym ogarnianiu, nie zapomnieć o sobie samej

Musisz jeść, pić, iść do toalety. Musisz spać i odpoczywać! Musisz oderwac sie na chwilę od komputera czy maszyny do szycia, by rozprostować kości i przewietrzyć mózg, więc gdzie jest sens planowania zadań na18 godzin, kiedy masz ich ledwie 8?

Dlaczego więc, wrzucamy sobie na głowę sto tysięcy rzeczy dziennie, skoro i tak wiadomo, że nie da się ich wykonać?

Moim zdaniem powodów jest sto, ale nam, czyli większości kobiet, w zupełności wystarczą trzy:

Po pierwsze - sama zrobię najlepiej - znacie to? Oczywiście, że znacie bo większość z nas tak ma, mówią o tym nawet głupie memy na FB - np.: zdjęcie z kobietą - matką i tysiącem rąk dookoła ciała. 
Bo to zawsze musi być matka - singielki i kobiety bezdzietne, nie mają obowiązków, czy co?
A przecież wystarczy odrobinę podzielić obowiązki domowe - mąż poczuje się doceniony, a dzieci będą sie dobrze bawić, kiedy same poukładają zabawki, czy poskładają pranie. Nie przyjdzie to od razu, już, jutro. Nawet tak nie myśl, moje dzieci wciąż walczą! A trochę już to trwa!

Po drugie - to są kobiece zadania domowe - to jest tylko nasze przekonanie, a właściwie nie nasze tylko osob, które nam to głów włożyły. Obiadem w domu zajmuje się kobieta, nic bardziej mylnego, najlepszymi kucharzami na świecie są faceci! Przyjrzyjcie się szefom kuchni na świecie, to sami faceci! A na mopie, każdy potrafi jechać tak samo, ja ty! 
U nas w domu gotuje mój mąż, zawsze poza weekendem, on też robi zakupy i ogarnia porządek. Ja piorę, prasuję wszystkim "na jutro", ogarniam kolację. Wspólnie też pomagamy dzieciom w nauce. 

Po trzecie - co ludzie powiedzą - ludzie zawsze będą Cię krytykować, zawsze! Miej to w tylnej części ciała! Zwyczajnie w dupie! Nie podoba się teściowej, mamie, sąsiadce czy koleżance? No i co z tego? Ja nie mam 15 lat i nie zamierzam się martwić tym, co powiedzą o mnie ludzie. Dawno z tego wyrosłam, chociaż jak tak sobie teraz myślę, to dochodzę do wniosku - że nigdy tak nie miałam.

Wyrzućcie ze swojego życia trzy powyższe przeszkadzajki i znajdziecie czas dla siebie i swojej rodziny. Znajdziecie czas na pomalowanie paznokci, maseczkę, chwilę z kawą czy książką.  Wystarczy 15 minut, by złapać oddech, uspokoić się, czy poprawić sobie humor. 
A szczęśliwa i uśmiechnięta mama, to szczęśliwe dzieci. Szczęśliwa żona, to szczęśliwy mąż. 

CHYBA!!!

Pozdrawiam!




poniedziałek, 11 listopada 2019

Co nam daje spacer



Kto mnie zna, wie dobrze, że wręcz nienawidzę bezsensownego łażenia, zwanego powszechnie spacerem.

Dlaczego? Bo jest to bezsensowne, oczywiste!

I to co jest oczywiste wiosną i latem, a nawet wczesną jesienią, okazuje się jedynym sensownym wyjściem, kiedy pogoda nie pozwala na rower.

Można posiedzieć na kanapie, przytyć, stracić kondycję i wiosną płakać zamiast cieszyć się rowerem, poczekać spokojnie na zawał, można, ale można też wykorzystać taką aktywność fizyczną na jaką nas stać - czyli spacerowanie!

Jak ja, żarliwy przeciwnik spacerowania się do niego zmuszam?

To proste, stawiam sobie wyzwania, np w tym roku to ... 10 tysięcy kroków dziennie. To nie jest trudne, chociaż liczba robi wrażenie.


No dobrze, ale dlaczego w ogóle warto spacerować.

Po pierwsze dlatego, że to zaczątek każdego sportu - naprawdę. chcesz biegać, zacznij od spacerów, chcesz jeżdzić na rowerze, wzmacniaj nogi i kręgosłup cały rok - spaceruj.
Chcesz pogadać, a dzieci wiecznie na podsłuchu, zabierz męża na spacer!

Po drugie to ruch, a więc wzmacnianie układu krążenia i serca, chroni przed zawałem serca czy nadciśnieniem, ale też przed osteoporozą.

Po trzecie spacery wzmacniają proces odchudzania i nie obciążają stawów, tak jak bieganie.

Po czwarte - każda aktywność fizyczna "czyści głowę", czyli pozwala na relaks i odpoczynek od mijającego, pełnego nerwów dnia, popraw sobie nastrój - idź na spacer!


Po piąte spacer dodaje energii - ten fenomen pozostaje poza moim tokiem rozumowania, ale prawda jesr taka, że zawsze po spacerze jestem gotowa do dzialania - lekcje, kursy, szkolenia, to moje aktywności wieczorne, więc naenergetyzowanie się na spacerze tylko mi w tym pomaga.

Nie potrzebujesz na spacer długiego czasu, spokojnie wystarczy 30 minut i nie potrzebujesz na to żadnej kasy - same plusy!

A Wy kochani? Spacerujecie, biegacie czy zalegacie na kanapie? Jeśli wybraliście bramkę number trzy, to proponuję ruszyć jednak dupsko i wyść na spacer, przynajmniej do wiosny :)

Pozdrawiam!

wtorek, 5 listopada 2019

Planujemy projekt, czyli sposób na zjedzenie słonia



Każdy z nas miał lub ma do wykonania jakiś projekt - przeprowadzka - to mam obcykane jakby co, kupno nowego samochodu czy mieszkania,  zmiana garderoby, remont itd.

Niektóre z tych przykładów to maleńkie projekciki, których ogarnięcie to sama przyjemność i nie potrzeba tu wielkiego planowania, poza listą zadań do zrobienia, ale często musimy ogarnąć duże przedsięwzięcie, czyli zjeść przysłowiowego słonia!

Różne osoby, różnie sobie z tym poradzą. Wśród moich znajomych są osoby, które zawsze idą na żywioł i mają takiego farta, że przy naprawdę niewielkim wysiłku planistycznym, mają zawsze lub prawie zawsze efekt WOW.

Niestety, nie ma takich osób zbyt wiele, dlatego też powstaje TYLE narzędzi do zarządzania projektami, zwykle są to narzędzia firmowe, licencjonowane, współdzielone z pracownikami, więc jakoś nie wyobrażam sobie użycia ich w życiu przywatnym.

Więc co? W życiu prywatnym nie planujemy? Nie zarządzamy projektami?

Oczywiście, ze planujemy i oczywiście, że zarządzamy! I o tym dziś własnie chcę Wam opowiedzieć.

Sposób w jaki ja planuję swoje prywatne projekty. Ile mam ich w jednym czasie, gdzie się tego nauczyłam i czy mi się udaje?

W życiu prywatnym planuje i zawsze planowałam, nie zawsze tylko umiałam to dobrze nazwać :) to nie jest żadna strata, ale fajnie dowiedzieć sie nagle, że robię coś dobrze.

Gdzie ja sie tego dowiedziałam? Oczywiste - na webinarze! Na webinarze, w którym bierze udziała 2500 kobiet, a na każdym wciąż pojawiają się "dziewice webinarowe", więc jak widać wieść się niesie! Kobiet, które dopiero co uczą sie planowania, rozwijają swoje talenty, prowadzą firmy, są mamami na etacie lub w domu, chcą sie czegoś inspirującego dowiedzieć lub nauczyć.




Mowa oczywiście o webinarze PSC, czyli Pani Swojego Czasu. Tak sie fartownie złożyło, iż październikowy był poświęcony planowaniu w projekcie - CELE - PROJEKTY - ZADANIA.

Nie opiszę oczywiście wszystkich sztuczek, ale pokaże Wam moje i odniosę się do pomysłów Oli.

1. Od czego zacząć?

Zacznij od zastanowienia sie co jest twoim celem? Co ma być efektem końcowym, jak się chcesz z tym czuć, kogo i czego potrzebujesz.

Chcę mieć bezpieczne i łatwe dla mnie w prowadzeniu auto na rodzinne wycieczki :)

Projekt - kupno bezpiecznego i łatwego dla mnie do prowadzenia auta na rodzinne wycieczki!

2. Zapisz na kartce wszystkie pomysły jakie ci przychodzą do głowy w związku z tym samochodem - nowy/uzywany, polski/sprowadzony, 5drzwiowy/4drzwiowy, tani/drogi, komis/salon itd.
Zawsze robie tzw. burzę mózgów, zawsze, bo wyznaję zasadę co na papierze to z głowy, zapisane, znaczy zrobione :) I powiem Wam, że fajnie było usłyszeć jak specka od planowania mówi - rób burzę mózgu, boto pomaga.



3. Zostaw to na pewien czas - Ola radzi - przynajmniej na jedną noc, prześpij się z pomysłem - nie często to stosowałam, ale teraz widzę jak to świetnie działa, nie przechodzę od razu do 4, czekam aż sie we mnie wszystko ułoży :)

4. Pokaż komuś co wymyśliłaś - może dopowiedzą coś, odradzą, poradzą, podpowiedzą - nigdy tego nie robilam, jestem ze starej szkoły rozwiązywania wszelkich problemów, czyli - radź sobie sama. Teraz swoje plany konsultuję - w pracy z koleżnką w domu z mężem, szczególnie kiedy coś dotyczy naszej rodziny, to oczywiste, ale też czasem pokazuję mu coś z własnego świata - rzadko - tego się uczę właśnieod Oli.



5. Pogrupuj swoje zapiski w grupy - np. kupimy od - dopisz zadanka, które musisz zrobić by upewnić się gdzie kupić auto - np. obejrzyj w necie 5 ofert komisów, znajdź 5 ofert prywatnych, wybierz po 2 ostateczne, umów się na obejrzenie itd

6. Zacznij realizować - od dziś!!! Pierwsze zadanie powinno być maxymalnie na 15min - szkoła Oli, ja zaczynam od najłatwiejszego i do 1h na wykonanie, to mnie motywuje do dalszego działania, bo już coś się udało, polecam!

6. Na koniec tygonia sprawdź jak Cie poszło, zaplanij kolejne zadania, np. załatwienie kredytu, uruchomienie oszczędności - to też zabierze czas. Wykorzystaj do tego - listę zadań na ten tydzień. - https://www.paniswojegoczasu.pl/sklep/lista-tygodniowa-glamourpsc/ lub zaplanuj kolejne kroki na dowolnym papierze.

Powiem Wam szczerze - jestem zachycona, bo to naprawdę działa, a na dowód widzicie na zdjęciach mój projekt "pracowy" - rozpisany, poukładany, z zadaniami i kontretnymi taskami do zrobienia. Takie rozpisanie pozwala realizować i sprawdzać jak ta realizacja idzie, czy w dobrą zmierza stronę i czy możemy liczyć na sukces, a to w projekcie jest najważniejsze!



A na koniec, żeby nie być gołosłowną - rzućcie okiem na burzę mózgów - projekt "Dąbkowe mieszkanie", szczegóły już niebawem, to projekt nowy, ale realizacja idzie pełną parą.

Więc ile projektów mam w jednym czasie? Rożnie! Najczęściej dwa, trzy, które planuje z dużym wyprzedzeniem i które już jakiś czas we mnie dojrzewały.

W tym roku gównie skupiłam się na swoim hobby - szkolenia, warsztaty, nowe pomysły i próby - to poszło świetnie, ale był też projekt wtopiony całkowicie w 2019, więc trzeba nim się zająć w 2020 poprawiając i eliminując wszystkie błedy. Jak to możliwe spytacie - planuje, rozpisuje, rozkłada na czynniki pierwsze i wtapia? Tak! Nie wszystkie projekty i plany zawsze wychodzą, ale staram się niepoddawać. Natomiast kiedy widzę, że już mi nie zależy, nie potrzebuję tego, bo zmieniły sie okoliczności i potrzeby - zwyczajnie rezygnuję.

Przed 2020, nim zacznę go w ogóle planować, zastanowię się jakie projekty  czekają nas jako rodzinę, kiedy mniej in więcej i co może sie wydarzyć czego będziemy potrzebować, by to osiągnąć. A potem zastanowię się jakie projekty mogę wykonać dla siebie - np. moje miesjce do scrapu.
Nim do tego wszystkiego dojdzie realizuję powolutku moją listę "20 rzeczy przed 2020".



Dajcie znać co Wy planujecie i jak do tego podchodzicie - żywioł czy przemyślana strategia? A może idziecie z prądem?

Pozdrawiam!












piątek, 1 listopada 2019

Cmentarze - cudowny świat ciszy



Uwielbiam cmentarze, naprawdę i odwiedzam nie tylko te, gdzie hmmm …"mam znajomych" i nie tylko w listopadzie, ale zawsze kiedy mam ku temu sposobność.  A już nigdy nie oparłam się tym, z którymi wiąże się jakaś historia, które robią na mnie wrażenie lub zafascynowały mnie widziane z lotu ptaka. 

Nie lubię łazić po muzeach, skansenach, czy starych kościołach, w ogóle nie lubię łazić bez sensu, ale lubię cmentarze! Lubie spacery po nich. 
Byłam na wielu cmentarzach, w różnych krajach i różnych miastach, może to nie jest do końca normalne, ale co mi tam, co w końcu jest …?

Nie pisałabym o tym, gdybym nie miała w tej materii swoich faworytów, o których chcę Wam w listopadzie właśnie, opowiedzieć.

Wśród wielu odwiedzonych miejsc pochówku, nie tylko katolickich oczywiście, w wielu różnych krajach, największe wrażenie zrobiły na mnie dwie nekropolie. 

Pierwsza z nich, to cmentarz artystów i polityków u podnóża wzgórza Montjuic w Barcelonie. 


Dla niezorientowanych, dodam, że mowa o cmentarzu z książek mojego ukochanego Zafona - "Cień wiatru", gdzie pochowano matkę głównego bohatera. Zaprojektował go w 1883 roku Leandro Albareda. 

Spacerując alejkami, najlepiej w samotności, kocham wręcz takie samotne, powolnie nieśpieszne wędrówki, kiedy nikt mi nad uchem nie brzęczy, kiedy mogę spokojnie pomyśleć, posłuchać ciszy i się powzruszać, zobaczycie wspaniałe rzeźby aniołów, ogromne posągi, mauzolea, grobowce i płyty nagrobne, tak różne od tych spotykanych w Polsce, że aż zadziwiających.

Największe wrażenie na wzgórzu Montjuic zrobiła na mnie stara część cmentarza, co niczym odkrywczym nie jest, bo zwykle stare części cmentarzy, te zabytkowe są przepiękne.

I chociaż to wiedziałam, to ujrzany na własne oczy widok ze zwgórza na port, jest wprost nie do opisania słowami - trzeba to zobaczyć!

Wracamy teraz do domu, do mojej ukochanej Łodzi, gdzie na terenie dawnej fabryki Poznańskiego, przy  Ogrodowej, obowiązkowym punktem do odwiedzenia jest cmentarz żydowski, największa żydowska nekropolia w Europie.

Odkryłam to miejsce przypadkowo, oczywiście wiedziałam o cmentarzu i jego położeniu, ale zwyczajnie pomyliłam linię autobusową, objechałam Manufkę i był ... stał  i czekał na mnie, nie mogłam się oprzeć, a potem wracałam jeszcze  dwa razy.


Cmentarz jest miejscami zaniedbany i opuszczany, chociaż Łodzianie go odnawiają i rewitalizują, więc może uda się przywrócić mu dawną świetność i wartość historyczną na jaką zasługuje, bez dwóch zdań.

Kiedy tam traficie, kierujcie się do jego punktu centralnego, gdzie znajduje się wyjątkowy zabytek – kaplica grobowa rodziny Scheiblerów, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy aż rozdziawiłam japkę ze zdziwienia, a dech mi z wrażenia odjęło.

Do Łodzi wybrać się warto o każdej porze roku, ale cmentarz najlepiej odwiedzić wiosną lub latem, wtedy wszystko kwitnie, wszystko otacza zieleń, traficie do innego świata, gdzie na zewnątrz tętni prawdziwe życie wielkiego miasta, a w środku panuje niczym niezmącona cisza, sprawdzcie sami.


Mam jeszcze takie marzenie, by odwiedzić cmentarze w  Irlandi i Szkocji. Kiedyś!

Pozdrawiam Was!

P.S.
W tym roku na żadnym nie byłam, bo leżę chora w łóżku :(

Zdjęcia znalezione w necie.
Post nie jest sponsorowany.

Idiotyczne wymagania wobec kobiet - sprzątanie

Zobaczyłam ostatnio na IG rolkę z 30min zagospodarowaniem czasu, teoretycznie wolnego, przez pewną Panią, nazwijmy ją Zośka. Zośka w ciągu r...