Dziś będzie radośnie, bo i mam już dość smutków, i nie mam pomysłu, póki co, na rozwiązanie kryzysu psychiatrii dziecięcej w Polsce, czy też jak zaradzić problemom w szkołach i zatrzymać znikających masowo nauczycieli. O tym pomyślę jutro - to moje ulubione powiedzenie zapożyczone od znakomitej Scarlett O'Hary.
Mamy 2-gi dzień lipca. Tropiki i iście meksykańska pogoda sprzyja wakacyjnym wypadom nad morze, jeziora i rzeczki, więc Polacy ruszyli w drogę.
Ja nie lubię wyjeżdżać nigdzie zaraz z początkiem lipca, ja wtedy delektuję się swoim balkonem, cieszę oczy kwiatami i podjadam truskawki prosto z krzaczka, to jest najlepszy czas na balkonowy relaks.
Na wakacje wybieram się zawsze na przełomie lipca i sierpnia. Nie ma wtedy niestety tylko jednej rzeczy - gwarancji pogody!
W tym roku jednak i na to znaleźliśmy rozwiązanie - jedziemy do Włoch. Jedziemy - autem. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby tylko w podróżach autem, nie przeszkadzała nam ta cholerna nawigacja :)
My jeszcze nigdy, absolutnie nigdy, nie dojechaliśmy z punktu A do punktu B bez błądzenia. No mówię Wam, to wina tej cholernej nawigacji. A obsługującą nawigację jestem - JA.
Zawsze każę skręcić za szybko, ewentualnie za późno. Mylę lewą stronę z prawą, co u prawdziwych kobiet jest absolutnie oczywiste, więc nie rozumiem czemu mój mąż się zawsze wścieka? Ja nie robię tego specjalnie przecież! Tak więc jak widzicie, zapowiada się ekscytująco.
Pierwszy przystanek - Austria. Nocleg już zarezerwowany, czeka sobie spokojnie u pewnej miłej Pani, która wynajmuje swoje mieszkanie turystom, a sama siedzi w Chorwacji przez cały rok.
Drugi przystanek - Mediolan i spełnienie marzenia mojego męża, czyli zwiedzanie stadionu AC Milan - to będzie miły wypad na San Siro. Lubię piłkę nożną, pod warunkiem, że nie jest to mecz polskiej reprezentacji, więc i ja się będę dobrze bawić. Mamy nadzieję, że się nie zawiedziemy, bo co innego widok stadionu w pełnej oprawie w czasie meczu, a co innego sam obiekt. Zobaczymy!
Przystanek docelowy, czyli nasz dom na kolejne 10 dni, to Fano. Morze, plaża, pogoda i MY.
Ale Włochy, to przede wszystkim - jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie, a także wyśmienita kawa, lody - a nie wiem czy wiecie, ale te w Mediolanie nie mają sobie równych, więc trzeba odświeżyć kubki smakowe.
Już widzę siebie w kafejce śniadaniowej z kawusią i kanapeczką.
Ja wszędzie gdzie jadę, to przede wszystkim jem. Kucharką jestem średnią, ale jeść lubię, więc korzystam na każdym wyjeździe!
Już nie mogę się doczekać!!!
Nie planujemy objazdówki i wielkiego zwiedzania. Oczywiście, że po miasteczku pospacerujemy i pewnie odkryjemy kilka malowniczych zakątków, wpadniemy gdzieś na przystanek do winnicy, ale nie zamierzamy szwendać się po Rzymie czy zatrzymać w Wenecji, to nie my i nie nasze wakacje.
Mam nadzieję, że to będzie super czas z dziećmi. Odpoczniemy, rozerwiemy się, wygrzejemy starek kości na piaseczku i wrócimy do domu pełni nowej energii, dobrego humoru i zapału na kolejne 10 miesięcy.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz